Sezon był mocno ogórkowy, więc pozwoliłam sobie zrobić aż 3 rodzaje - kiszone, w zalewie musztardowej
i sałatkę z curry.
Nie mogę zapomnieć też o truskawkach, których co prawda było mniej, ale udało mi się zamknąć je w tradycyjnym dżemie, marmoladzie truskawkowo-czekoladowej (nowość w mojej kuchni!) i nalewce - która już dojrzewa, by zaskoczyć swoim smakiem w Wigilię.
Skoro już przy nalewkach jesteśmy, na zimę gotowa będzie także czereśniówka - zwana też likierem czereśniowym, bo jest słodka i gęsta jak prawdziwy, babciny likier.
A.... wracając jeszcze do dżemów, w tym roku po raz pierwszy pojawił się w słoiku ananas! Izoo, próbowałaś?
Ananas początkowo miał być w kompozycji z truskawkami i wanilią, ale truskawki niestety skończyły się szybciej niż przypuszczałam. Został więc sam - w postaci dżemu ananasowego wyszedł całkiem znośnie - w sam raz do naleśników i niedzielnych omletów na słodko.
Jest tego tyle, że powoli zaczęłam wynosić je do piwnicy...
M. mi nie pomaga przywożąc jeszcze butelki z sokiem malinowym i porzeczkowym "od Mamy".
I żeby tego było mało, w sobotę wróciłam z Placu Imbramowskiego z koszyczkiem jagód - bo nie wyobrażam sobie zimy bez jagód w syropie.
Smakują świetnie z serkiem homogenizowanym waniliowym, twarożkiem z naleśnikami lub po prostu z jogurtem naturalnym i musli.
Wykonanie jest dziecinnie proste:
Do wyparzonych słoiczków wsypuję jagody i zasypuję je cukrem ("na oko" - na mały 150 ml słoiczek daję ok 3-4 łyżeczek cukru), a potem pasteryzuję przez 7-10 min., by zakrętki mocno złapały. I tyle!
...albo - aż tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz