tytuł

2012/02/16

Faworki na prosto...


- czyli gdzie zniknęły wszystkie radełka!?

Tak - w Krakowie, tydzień przed tłustym czwartkiem nigdzie nie można kupić radełka.
Nigdy nie przypuszczałam, że będzie to dla mnie aż tak wielkim wyzywaniem. Niestety poległam na polu walki. Zawiódł mnie kleparz (stary i nowy), azorowy Lewiatan i Polo (do którego poszłam specjalnie po to jeb.... radełko!), Real, Carrefour (nie lubię złodziei, ale co tam - "potrzebne mi radełko!"). Idę dalej.  Jest DUKA! "Wydam pół wypłaty" - pomyślałam, "ale nie ważne! Pierwszy raz robię faworki, to chociaż  niech dobrze wyglądają." Qrwa nie ma! Trochę dalej, trochę drożej - Megapunkt. Niestety, trzy rodzaje noży do pizzy, a radełka nie ma! Dzień jednak nie był do końca stracony, bo z Galerii wyszłam z nowiuśkim wałkiem!

Poddałam się w poszukiwaniu radełka, by jeszcze przed 21. wrócić do domu, do kuchni... do faworków!

Zanim zaczęłam, porównałam kilka przepisów. Miałam wrażenie, że wszystkie są identyczne - różnica tylko i wyłącznie w ilości jaj (a w zasadzie w ilości żółtek) i sposobie smażenia - smalec lub olej.

Składniki:
0,5 kg mąki
4 łyżki śmietany
6 żółtek
2 łyżki cukru pudru
4 łyżki spirytusu
5 dag masła
4 łyżki wody
1 litr oleju

Mąkę przesiałam przez sito, by nabrała powietrza i lekkości; dodałam żółtka, cukier, śmietanę, rozpuszczone chłodne masło. Zamieszałam i dolałam spirytusu - cały kliszek, by faworki przy smażeniu dużo tłuszczu nie chłonęły.
Po 10 minutach zagniatania uznałam, że to jeszcze nie koniec - jeśli ciasto ma być fajnie związane musi być dobrze wyrobione. I napowietrzone - przez solidne ubijanie.
Ostatecznie ciasto wylądowało na godzinę w lodówce, a moje dłonie mogły w końcu odpocząć.

Faworki są tym smaczniejsze, im mają cieńsze ciasto - dobrze rozwałkowane, pokrojone na wąskie paski - ok. 3 cm szerokości i 10 cm długości. {W zawijaniu faworków, zawsze byłam dobra. Jak mama robiła faworki, to przeciąganie ciasta przez naciętą dziurkę, było moim ulubionym zajęciem....}

Zawinięte faworki smażyłam na oleju, dobrze rozgrzanym w rondlu z dużym dnem. Po 2 partii faworków, dobrze jest zmienić olej, bo się przypala i zmienia smak. Usmażone faworki odsączałam papierowym ręcznikiem. Taki ręcznik przydaje się zwłaszcza wtedy, gdy ma się w domu nienażartego drapieżnika, polującego na wszystko co ładnie pachnie.

Gdy faworki ostygły przyprószyłam je cukrem pudrem.





Nie będę skromna. Fawory wyszły pycha!
No może mogły być jeszcze bardziej kruche, ale... już się trochę czepiam.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...